czterdzieści siedem

Dzisiaj pozwolę sobie podzielić się taką małą refleksją.

Otóż, dawno, dawno temu uczono mnie, że rekomendacja to bardzo silne działanie marketingowe. Pomijając już nawet fakt, że konkretne produkty farmaceutyczne poleca 9 na 10 lekarzy albo Pani Goździkowa, bo przecież ona zna się najlepiej w bloku na bólu głowy. Nie wspominając, że (tfu!) celebryci też zawsze wiedzą najlepiej. Że koszulka, którą włoży jakikolwiek piłkarz czy nastoletni, młody bóg nowej ery disco od razu znajduje miliard nabywców. Chodzi o to, że jak ktokolwiek powie, że poleca, że doradza, ża w ogóle och i ach to już samo to w sobie jest wartością, a co za tym idzie przekaz jest bardziej wiarygodny. Bo, ktoś przecież poleca.
Tak działa dziwacznie ludzka psychika, że nawet tłumaczenie "że się musi" odnosi o wiele lepszy skutek niż jakikolwiek brak tłumaczenia :)

W sumie jest to dla mnie jasne. Tak działa nasza głowa i już. I nic na to się nie poradzi. Trzeba to wykorzystywać. A ja wbiłem sobie z kolei do głowy, że komiksy/postaci reklamowe/etc to najlepsze co można w tej materii zrobić.

Kiedyś miałem wielki plan pisania pracy wieńczącej naukę moją w jednej ze szkół reklamy, dotyczącej wykorzystywania komiksowych środków wyrazu w reklamie drukowanej. Generalnie tezą tejże, miała być możliwość przedstawienia produktu w działaniu, dialogu z odbiorcą oraz ukazania pewnej akcji w statycznym i niemym, z założenia formacie. I tutaj taka mocno komiksowa forma rekomendacji sprawdzała się bardzo dobrze. W sumie pracy nie napisałem nigdy, ale jakoś w głowie siedziało mi to wszystko i zawsze gdzie mogłem próbowałem umieścić taką reklamową postać rysunkową, która za pomocą dymków (itp) mogła gadać do ludzi. I muszę przyznać, że do dzisiaj wierzę w takie rozwiązania.

A wiara moja ma jakieś podłoże jednak racjonalne, bo taki na przykład Rozum i Serce na pewno lepiej wyglądają marketingowo niż nasze gwiazdki ekranu różne, nie mówiąc o niższych kosztach i większej uniwersalności reklam.

Przez lata udręki, jaką jest życie z rysowania udało mi się, ten swój pounkt widzenia realizować. Raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem. Zawsze jednak, będę trzymał się wersji, że generalnie założenie jest słuszne i lepiej mieć na billboardzie coś fajnego, kolorowego i ciekawie gadającego do potencjalnego klienta niż zmęczoną, pociągniętą obficie fotoszopem gębę znaną bardziej lub mniej. Bo z jednej strony to zawsze fajniejsze i mniej typowe rozwiązanie (chociaż obecnie coraz częstsze na całe szczęście), a z drugiej strony znane gęby mają to do siebie, że jedni je lubić mogą a inni nie :)





I tak wciskałem zawsze każdemu (i nadal wciskał będę), że każdy produkt, każda firma powinna mieć swoją maskotkę. Takiego ludzia lub nieludzia, który będzie bezpośrednio do Klienta się zwracał, który przygody mieć będzie, a w tych przygodach oczywiście będzie się dużo działo jeśli chodzi o przekaz czysto marketingowy. Ale tak pod kołderką fabularnej zabawy. I cieszę się, że coraz częściej udaje się przekonać ludzi do takich rozwiązań. Ba! Nawet coraz częściej sami ludzi się zgłaszają, bo szukają tego typu kreacji.



Z łap moich wypuściłem kilka tego typu realizacji. Zarówno jeśli chodzi o samą ideę, jak i wstępny projekt oraz całkiem gotowe realizacje. I podzielić się tutaj teraz nimi sobie troszeczkę pozwolę. Przez wzgląd na to, że czasami były to wstępne bardzo projekty, które nie przeszły prób ciężkich w różnorakich działach marketingu, czasami były to tylko luźne pomysły, które nawet nie miały szansy zaistnieć w świadomości Klienta ponieważ po prostu w wewnętrznych rozterkach zespołów je przygotowujących zdecydowaliśmy przedstawić inną propozycję lub też były to koncepcje przygotowywane w kooperacji z wieloma agencjami i po prostu nie chciałbym zdradzać zbyt wiele tajemnic nie podam nazw firm dla których postaci te były przygotowywane. Ponadto poświęciłem chwilkę i pozmieniałem kolorki aby nie udało się w żaden sposób wykombinować o co chodziło (bo jak wiadomo sama postać powinna być spójna z wizualną stroną marki).




Dawno, dawno temu zrobiłem taką drużynę herosów, co to mieli wyglądać jak opakowania przypraw na grilla. Przyznać muszę, że wielbicielem ich nigdy nie byłem, a i męczyłem się okrutnie, żeby nadać im jakiś chrakterek i założenia briefu zachować i wyszło coś takiego, jak widać powyżej. Lepiej chyba by było zmajstrować jakiegoś jednego SuperGrillera, który ma różne gadżety (vide Batman), którymi potrafi z każdego grilla zrobić królewską ucztę albo coś w tym stylu, bo szczerze mówiąc przebranie słoików i torebek w obcisłe gacie chyba nie było najfortunniejszym pomysłem.



 vs




Za to te dwie parki, zaproponowane jednej z firm komputerowych uważam, za bardzo fajny pomysł. Nie tylko dają możliwość urozmaicenia materiałów reklamowych dotyczących oferty tejże firmy (ulotki, folder, strona www) poprzez uatrakcyjnienie wizualne layoutów ale również właśnie dzięki narracji i wprowadzeniu fabuły mogą bezpośrednio zwracać się do Klienta końcowego i zachwalać konkretne produkty. No i oczywiście również dodać uroku stancjonarnym oddziałom firmy (znaczy się w formie standów na ten przykład w sklepach). Proste a skuteczne i sympatyczne!




Kiedyś współpracowałem całkiem długo z jednym z internetowych sklepów z ADG i RTV, dla którego stworzyłem nie tylko postaci reklamowe, ale i całą rzeczywistość, w której funkcjonowały. Były to różne zwierzaki, które nie miały w lesie w zasadzie nic do roboty więc zamawiały sobie różne rzeczy z tego sklepu żeby śmieszniej im się żyło. Jednym słowem, albo robiły sobie jaja z innych mieszkańców lasu albo marnotrawiły swój czas na oglądanie telewizji, jak na przykład Niedźwiedź z synem.



Co miesiąc w sklepie pojawiał się odcinek komiksu, który często nawiązaywał na przykład do bieżącej promocji, troszkę tapet na monitor z bohaterami i innych bajerów. Dodatkowo, każda z postaci dedykowana była innej grupie urządzeń oferowanych przez sklep. Pingwin polecał lodówki i zamrażarki (sam mieszkał w jednej z nich), a Żółw telefony komórkowe. Generalnie fajne to było wszystko.



Narysowałem też wstępną wizję czekoladowego stwora, który teraz jest ciemny na ileś tam procent. A wcześniej zadawał idiotyczne pytania ludziom w pociągu. Tutaj przyznam, że wiele wspólnego z kreacją nie miałem (oprócz mazania ołówkami, cienkopisami i fotoszopem) więc wiele gadał nie będę. Zdradzę tylko, że pierwotnie rywalizował z inną koncepcją...


 vs


Tak było!





Dla Coke Live Music Festival, to tylko trzeba było te ludki, które mieli w latach poprzednich zrobić bardziej niegrzecznymi (ale oczywiście wszystko w duchu "together" jako filozofia CocaColi), starszymi (bo wcześniej to jakieś wypierdki takie były) i jakoś to fajnie połączyć z tymi ludźmi co na koncertach się bawić mieli. Koniec końców wyszło tak, że tych ludków miało być dużo i dziać się dużo miało, a im dalej w produkcje, tym ludków mniej było. A szkoda...




Dinozaur robiony zaś był dla dzieciaków. Nie powiem gdzie i dla kogo konkretnie ale chyba szkoda, że finalnie w ogóle zrezygnowano z tego typu rozwiązania (znaczy rysunkowej postaci) bo dla kogo, jak nie dla dzieciaków właśnie animowany ziomek dinozaur nie byłby najwyższym autorytetem!


 vs


Takie też dzieciaki z konfrontacji z kosmitą udział wzięły w jednym z komiksów, które niegdyś rysować dane mi było. Może nie był to czysto komercyjny twór, który reklamować miał produkt albo markę, ale pokazywanie dzieciakom jak ważna jest ekologia, segregowanie śmieci itp w komiksie też uważam, ża jakąś formę marketingu. Na pewno forma, jaką jest narracja komiksowa bardziej sprzyja do "sprzedania" jakichś treści, które powiedzmy sobie uczciwie nie są atrakcyjne same w sobie. Bo ileż można o śmieciach, zanieczyszczeniach i innych okropieństwach. A tutaj mamy fajną, kolorową historię, w dodatku s kosmitą i już jest ciekawiej.

Generalnie komiksy propagujące wśród dzieciaków zdrowy try życia, dbałość o środowisko to, moim skromnym zdaniem rewelacyjny sposób na przekazanie im pewnych wartości. W ogóle komiks jako nośnik treści edukacyjnych to jest supersprawa, ale o tym może kiedy indziej :)



Żeby nie przeginać z długością wpisu (już chyba mocno i tak przegiąłem ;)) bez zbędnego rozpisywania się wrzucę jeszcze kilka realizacji.



Kiedyś były takie słodycze. Szczerze nie wiem czy jeszcze są, ale obrazek mi został ;)



Nawet nie wiem, czy ta kreacja kiedykolwiek trafiła na biurko Klienta (tak, tak, account to wróg grafika!)





Przecież leki (szczególnie na stawy i inne bolące miejsca) też można jakoś fajnie reklamować, niekoniecznie biednym starym panem, co już nigdzie iść nie może...




Postaci z logotypu firmy zaprzyjaźnionej jednej...



Dla prawdziwych zoimów i ulicznych twadzieli!


Był taki czas, że każde biuro podróży musiało mieć swoją maskotkę do oferty dla rodzin z dzieciakami. Bo jak dzieciak widzi kolorowego ptaka, to od razu chce na wakacje ;)



A profesor Lukacz miał kiedyś reklamować telefony (serio, nawet kilka stron komiksu powstało na tę okoliczność).





I taka seria postaci, które miały polecać produkty z takim sklepie dużym, co jest pod Warszawą (i nie tylko ;)). Więcej nie powiem!




Polecać też można nowy model kamery...


...albo pizzę.

Reasumując:
Postać rysunkowa, odpowiednio dobrana (do produktu, marki, grupy docelowej), zaprojektowania zgodnie z identyfikacją wizualną marki (kolorystyka, stylistyka) ma naprawdę wielką siłę oddziaływania. Pokazuje produkt w działaniu. Opowiada, kierując się bezpośrednio do odiorcy. Rekomenduje (tak magicznej słowo ;)). A do tego budzi sympatie, jest mocno uniwersalna (a do tego patrząc od zaplecza, grafika daje wielkie możliwości kreacji przecież :)). I na koniec jest na pewno tańsza w utrzymaniu niż znana twarz ze srebrnego (nie mówić o złotym) ekranu.

Nie byłbym oczywiście sobą, gdybym własnej firmie nie dał takiego ludka :)
Sprawdźcie sami: SmartLogo.pl 

Tymczasem
eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz